Trzeba umieć wybrać

Niedawno byłem w mieście - Warszawie. Nie zaglądam do stolicy z prostego powodu. To miasto mnie po prostu denerwuje. Nie tylko swoją opętańczą pogonią za wszystkim co w zasięgu ręki ale i wszechobecnym chamstwem. Nie bywam również w stolicy i z drugiego powodu. Nie ma gdzie zaparkować auta, a kultura na jezdni  miejscowych, a może bardziej zamiejscowych (szklanych) kierowców, którzy czują się miejscowymi od urodzenia może doprowadzić kierowcę z prowincji do palpitacji serca lub tragicznego wypadku. Dlatego będąc w stolicy z musu korzystam chcętnie z komunikacji miejskiej, chociaż uważam że wprowadzanie zakazów wobec kierowców na siłę, jak to czyni prezydent miasta Trzaskowski, do niczego dobrego nie doprowadzi. Do pewnych rozwiązań wszyscy, w tym my kierowcy, sami w jakimś tam czasie musimy dojrzeć i z pewnością dojrzejemy.

Otóż więc, jadę sobie miejskim tramwajem, a tu wsiadają co jakiś czas do wagonu ludzie z flagami narodowymi i biało czerwonymi opaskami na rękach. Mało kto na nich zwraca uwagę, nikt ich też nie wyklina, nie grozi, pogardliwie się nie uśmiecha. Pasażerowie i przechodnie, spieszących dokądś manifestantów, omiatają wzrokiem obojętnie. Zachodziłem w głowę z jakiej to okazji jest to oflagowanie i dopiero  kiedy wróciłem do domu i przejrzałem portale okazało się że byli to ludzie idący  w Al. Szucha aby wraz z prezesem Kaczyńskim, panami Wąsikiem i Kamińskim protestować przeciwko zaborowi wolnych mediów przez rząd Donalda Tuska. Przyznam bez bicia, że pisowskich mediów, a tym bardziej tych obecnych, nigdy nie darzyłem wielkim zainteresowaniem, uznając je w wielu miejscach  za obrzydliwie politycznie zmanipulowane. Niewiele  jak widać zmieniło się od lat 60-tych ubiegłego wieku w tym temacie, nazywanym przez prosty lud "dawką trucizny", którą reprezentował na wizji sławetny pan Andrzej Kozera.

Niemniej pewien temat przykuł moją uwagę, a była to informacja o decyzji Sądu Apelacyjnego, który odrzucił decyzję Sądu Okręgowego i podtrzymał prawnie w mocy zakaz obecnego wojewody mazowieckiego odnośnie zorganizowania warszawskiego Marszu Niepodległości Anno Domini 2024. Jest to decyzja o tyle niebezpieczna, że wywodzi się ona głównie z słynnej wojny PO kontra PiS, co może sprowadzić się do krwawych zamieszek w listopadzie z udziałem otumanionych propagandą ludzi.
Zresztą, Donald Tusk już kiedyś  pokazał w całej okazałości jak to, kiedy był premierem, traktowano wszelkiego rodzaju  manifestantów, głównie przez użycie wszelkich dostępnych środków dyscyplinujących, począwszy od pałek policyjnych przez armatki wodne oraz gaz, a kończąc na broni gładkolufowej.

Pisząc te słowa chcę dowieść, że nie jestem absolutnie przeciwnikiem Marszu Niepodległości ani zwolennikiem Tuska, wręcz przeciwnie, ale jestem za Marszem z głową organizowanym w/g Romana Dmowskiego, czyli nic na siłę i na hurra - być wpierw dobrze, mentalnie i historycznie do niego przygotowanym i dopiero iść.
Niech każdy więc chcący maszerować w tym Dniu  zada sobie na początku proste pytanie, takie idące  z głębin serca, a nie płynące z ekranu zakłamanego telewizora.
W czyim imieniu idzie i w jakim celu?
Swoim, w sensie narodu, czy w cudzym?
Bo jeśli wiem dlaczego idę, i po co idę, to znakomicie, ale jeżeli mam iść, bo inni akurat idą, bo tak wypada, bo Marsz jest niemal jak święto rodzinnie, bo popieram przecież PiS albo inną partię, to lepiej zostań w domu, gdyż będziesz szedł nie w swoim i narodu imieniu, ale w imieniu polityków i ich obskurnej polityki, która za oddanie na nich głosu zostawi twoją przyszłość i twojej rodziny na lodzie lub co gorsze w okowach wrogów.
Jeśli tego punktu nie pojmiemy, to lepiej by było, aby takiego Marszu faktycznie  nie było.
Nie warto dawać różnym agenturom i tłustym, wyrachowanym kotom pożywki do ich dalszego  rozwoju polityczno -finansowego, przez okłamywanie nas i wpychanie w nędzę.