Kiedyś Jehowita spytał mnie na ulicy, czy wierzę w to, że Jezus Chrystus urodził się w grudniu. Odparłem mu wtedy, że nie wierzę, bo jako katolik wierzę jedynie w Ewangelię.

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia.
Jak to powiadają najbardziej rodzinne ze Świąt.
Ja bym napisał,  najbardziej handlowe z handlowych.
Tuż przed Świętami Żydzi, i nie tylko oni, mają z tego powodu pełne sakiewki i zadowoloną minę, a dlaczego?
Ano dlatego, że nawet oni, mimo że czekają na Mesjasza - o sorry, już nie czekają, już go mają, nawet stuprocentowego, bo w okularach - wiedzą świetnie, że ten Dzień został wymyślony przez chrześcijan dla samych chrześcijan.
Po prostu, w czasach cezarów w te dni trwała rzymska hulanka i swawole ku czci niejakiego boga Heliosa, kończył się też poza tym i rok rzymski, wybierano wówczas z nowym kalendarzem na urząd kolejnych konsulów  (stąd z "calendae" pochodzi i nasza kolęda) 
Z tego powodu też Kościół, nie mogąc wyplenić przyjemnego pogaństwa ze swoich wiernych postanowił, że zaadaptuje ów czas na Święto Narodzin Zbawiciela, który ostatecznie jest przecież i Światłem oraz Życiem  dla wielu maluczkich słońc.
Tak więc mamy co mamy, a że od Boga od wielu lat przy okazji ustawicznie uciekamy, to zostają nam już na przykrycie naszej religijnej hipokryzji wyłącznie ateistyczne symbole.
Dzieciątko Jezus zostało tedy celowo zesłane do lochu, a w Jego miejsce wsadzono dla zagłuszenia wyrzutów sumienia, jasne gwiazdki, kolorowe choinki wraz z idiotycznym  "św." Mikołajem z obrzmiałym nochalem, który wygląda w tej swojej czerwonej czapie i kożuchu jak nałogowy alkoholik spod budki z piwem.
Kościół zresztą też od jakiegoś czasu owocnie pajacuje, bo np. pozwala w ów szczególny Dzień jakim jest Wigilia na spożywanie pokarmów mięsnych, co kiedyś byłoby nie tylko ciężkim grzechem ale i jawną potwarzą.
A dlaczego Żydzi się śmieją i zarabiają?
Otóż liczą kasę, bo doskonale wiedzą z historii własnej, że owiec w zimę w Izraelu nikt o zdrowych zmysłach nie wypasa.
W zimę pasterze izraelscy siedzą sobie po domach i piją wino.
Takie rzeczy dzieją się dopiero na wiosnę, kiedy trawa na pastwiskach jest zielona, kiedy kończą się zapasy siana dla zwierząt w stodołach, a wspomniane  owce trzeba wyprowadzić na łąki.
Wtedy też z gór schodzą w doliny wygłodniałe po zimie stada wilków, więc potrzebna jest dla owiec całonocna ludzka ochrona.
Ale jest też obok tego coś innego, o niebo bardziej ważnego.
Otóż symbolem chrześcijan obok wina oraz chleba, także owieczki jest również i ryba.
To ona obok wspomnianych  została zapisana przez Ewangelistów jako równie ważny element naszej wiary.
Poza tym sam Chrystus urodził się na wiosnę (stąd właśnie pasterze objawiający innym o narodzeniu Króla królów), w Znaku Ryb, i tu objawił się niemały problem dla biskupów z pierwszych wieków chrześcijaństwa.
Dwa święta w jednym narodzenie i śmierć? Tak szybko? Dopiero się urodził, a już Go zamordowali! Nie może tak być, chociaż kalendarzowo to przecież najczysta prawda!
Trzeba to jakoś zręcznie zmienić, wydłużyć termin, aby ludzie chcieli pamiętać o Chrystusie i Jego Zmartwychwstaniu dłużej, bo gotowi jeszcze przez czas posuchy o Nim zapomnieć.
Tak więc wykorzystano do tego wspomniane pogańskie zimowo-rzymskie atrakcje z końca roku, jako zapowiedź tego Najważniejszego, i tak trwa to do dzisiaj.
Mimo to warto pamiętać, że Chrystus urodził się nie zimą, lecz narodził na wiosnę, także to że w czas Paschy Żydzi Go zabili, zaś Pascha obchodzona jest zawsze od tysięcy lat pomiędzy marcem a kwietniem.
Znaczenie więc wiosny jako czasu o specjalnym znaczeniu jest  tutaj nieprzypadkowe, podobnie jak z lekka zapomniana przez nas ryba (chociaż spożywamy ją w Wigilię, także czasem w piątek) będąca również ważnym symbolem naszej wiary i Zmartwychwstałego.
Pamietajmy o tym, ilekroć sięgniemy wzrokiem za siebie, w korzenie naszej wiary.